Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna (KRLD), popularnie nazywana Koreą Północną. Kraj pilnie strzeżący swych tajemnic. Niemal niedostępny dla społeczności międzynarodowej.
Są dwie możliwości wjazdu do kraju. Jedną jest wykupienie drogiej wycieczki z Pekinu. Charakteryzują się one pełnym zaaranżowaniem, starannie dobranym planem i brakiem jakiejkolwiek swobody. Turyści pod okiem “opiekunów” wożeni są od pomnika do pomnika i na noc zamykani w hotelu.
Tylko wąska grupa ma możliwość zobaczenia więcej. Zaliczają się do nich pracujący tu dyplomaci, przedstawiciele międzynarodowych organizacji pozarządowych (ONZ, WHO itp. ) i nielicznych firm operujących w kraju.
Jako przedstawiciel jednej z opisanych wyżej grup spędziłem w Korei Północnej prawie miesiąc, w sierpniu 2014 roku. Zupełnie inny charakter miejsca sprawił, że wyjazd również pod każdym względem wyglądał inaczej. Ze względu na specyfikę wyjazdu i inne kwestie, niestety nie mogę w pełni opisać wszystkiego co widziałem, ani opublikować wszystkich zdjęć, często szokujących.
Poza swobodnym przemieszczaniem się po Pjongjangu, miałem możliwość kilkukrotnego wyjazdu poza stolicę, o których części piszę w dalszej części niniejszej relacji. Większość z przedstawionych tu miejsc jest nieosiągalna dla turystów i nigdy nie była opisana.
Zacznijmy od początku. Pierwszym etapem była konieczność otrzymania wizy w Ambasadzie KRLD w Warszawie. Nie wnikając w szczegóły techniczne, mając załatwioną sprawę z koreańskim MSZtem udałem się z paszportem i wypełnionym wnioskiem do warszawskiej placówki i po wpłaceniu 60 euro otrzymałem pozwolenie na wjazd. Muszę przyznać, że wiza do Korei Północnej była na razie dla mnie najszybciej załatwioną wizą, a tych w paszporcie nie brakuje. Jak na ironię, naklejka KRLD znajduje się dwie strony od wizy Korei Południowej, w której spędziłem kilka miesięcy. Wcześniejsza obecność u braci na Południu nie stanowiła jednak przeszkody w załatwieniu sprawy, chociaż z pewnością została zauważona.
Wiza z pieczątką wjazdową i wyjazdową. Turyści nie dostają wizy (ani pieczątek) do paszportu.
Po przyjeździe i przed wylotem dostałem także pieczątki w urzędzie imigracyjnym (czarne).
Kolejnym etapem był zakup biletu lotniczego. Do Pjongjangu można dolecieć z Pekinu liniami Air China lub koreańskim Air Koryo. Ten drugi operuje jeszcze z Shenyangu i Władywostoku. Do Pekinu kupiłem lot w kilka minut, ale następny odcinek stanowił większe wyzwanie. Z początku próbowałem kupić lot u koreańskiego przewoźnika. Na stronie internetowej firmy znalazłem lot za zaledwie 9 imperialistycznych dolarów. Cena zapewne była wynikiem błędu na prymitywnej witrynie. Po przejściu przez proces rezerwacji nie można zapłacić, jak to zazwyczaj bywa, kartą kredytową. Wyświetla się numer konta przedstawiciela linii w Pekinie, na który trzeba przelać odpowiednią sumę. Tak też zrobiłem, jednak 5 minut po wysłaniu pieniędzy zadzwonił do mnie bank z pytaniem, czy aby na pewno chcę przelać pieniądze do firmy z Korei Północnej. Odpowiadając twierdząco otrzymałem informację, że niestety, ze względu na międzynarodowe sankcje przelew nie może być wykonany. Zostałem więc zmuszony do zakupu lotu chińskimi liniami Air China, za 330$. Tu już odbyło się bez problemu. Warto zaznaczyć, że do Korei Północnej można kupić bilet tylko w jedną stronę, a dopiero na miejscu w drugą. W ten sposób miałem ruszyć do najbardziej odizolowanego kraju na świecie z biletem w jedną stronę.
Ruszamy!
Boarding w Pekinie odbył się bez żadnych rewolucji, tak jak to zawsze wygląda. Ciekawostką jest, że przy dwóch sąsiednich okienkach odbywała się odprawa do wrogich sobie Seulu i Pjongjangu. Tak blisko i tak daleko…
Samolot leciał w połowie pusty, z dyplomatami i kilkoma Koreańczykami na pokładzie. Linie Air China słyną z odwoływania lotów na tej trasie w przypadku gorszej pogody (Air Koryo lata zawsze), ale na szczęście w u mnie obyło się bez opóźnień. Jeszcze przed lądowaniem musiałem wypełnić formularz zdrowotny i celny. W tym drugim musiałem zaznaczyć dokładną ilość wwożonej gotówki, a także opisać posiadane sprzęty elektroniczne, książki, urządzenia GPS itp.
Na lotnisku zostałem przeszukany, a sprzęty elektroniczne zostały dodatkowo spisane. Dwukrotnie celnicy sprawdzali jaką instytucję reprezentuję, dostałem kolejną pieczątkę do paszportu i po sprawdzeniu zgodności luggage tagu z moimi dwiema walizkami stałem się “wolny” w Korei Północnej. Tuż obok obecnego lotniska budowany jest nowy terminal, który z zarządzenia odgórnego ma być gotowy w październiku z okazji jednej z wielu wspaniałych rocznic. Jednak zdążyłem zauważyć, że świeżo wybudowany wiadukt do hali odlotów był właśnie… burzony. Ktoś musiał się pomylić, ktoś musiał stracić głowę. Plan ma być w październiku zrealizowany. Witaj w Korei Północnej! Było bardzo gorąco i przez wysoką wilgotność powietrza jeszcze goręcej. Z lotniska zostałem odebrany samochodem, nie ma transportu publicznego do centrum Pjongjangu.
Po zakwaterowaniu w mieszkaniu służbowym udałem się do sklepu dla dyplomatów, znajdującym się w dzielnicy dyplomatycznej. I tu pierwsze zaskoczenie. Przy wejściu przywitałem się po koreańsku (znam dobrze podstawy), jednak mój entuzjazm nie został przez ekspedientki odwzajemniony. Później dowiedziałem się, że na Północy mówi się innym, bardziej sformalizowanym-wojskowym koreańskim niż na Południu. Jest podobny, ale są liczne różnice, do których ciężko było mi się przystosować.
Ceny produktów wzięte są nie wiadomo skąd. Podane w koreańskich wonach (innych niż na Południu) i przeliczane są na obce waluty według sztywnego przelicznika. Płaci się w dolarach, euro lub chińskich yuanach. I tu drugie zaskoczenie. Zapłaciłem za zakupy dolarami i otrzymałem resztę w dolarach, euro, yuanach i… GUMACH DO ŻUCIA! Tak bywa, brakuje waluty, więc radzą sobie jak mogą.
Sklep dla dyplomatów
Pełny wybór piw, nawet z wrogiej Japonii.
Jedna transakcja i pełen zestaw walut, z gumą do żucia włącznie.
Dyplomatyczny nie znaczy luksusowy. Na świeże marchwie czekałem cały pobyt. Nie doczekałem się.
Ze względu na nieturystyczny charakter mojego pobytu w Korei Północnej, mogłem przemieszczać się po stolicy bez ograniczeń, o każdej porze, z czego chętnie korzystałem. Dla bezpieczeństwa miałem zawsze przy sobie lokalny telefon komórkowy (polski nie działa), na który też trzeba mieć pozwolenie. Mimo swobody należy pamiętać, że jest się w kraju militarnym i należy respektować lokalne prawo. Co prawda nie musiałem i nie kłaniałem się przed pomnikami wodzów, ale wystarczyłby byle “gest pogardy”, nawet przypadkowy, na który Koreańczycy są wrażliwi i mogłoby się skończyć bardzo tragicznie.
Po drugiej stronie nowa dzielnica, tzw. Dubaj.
Wieża Idei Dżudże – systemu politycznego Korei Północnej.
Plac Kim Ir Sena, punkt centralny Pjongjangu. Tu odbywają się pokazywane na całym świecie parady wojskowe.
Znaki na asfalcie są pomocą dla grup podczas parad.
“Dubaj”
Selfie w odbiciu budynku w “Dubaju”. Najprawdopodobniej jestem jedyną osobą w kraju ze słuchawkami w uszach i w krótkich spodniach. Koreańczycy noszą tylko długie. W tle Teatr Ludowy.
Z napotkaną wycieczką. Dzieci krzyczały za mną “hello”, ale szybko zostały sprowadzone na ziemię przez opiekunów. O zdjęcie poprosiłem po koreańsku, chyba tylko dlatego się zgodzili.
Pjongjang jest swoistym państwem w państwie. Mieszka tu wybrana, najbardziej zasłużona i uprzywilejowana elita. Miasto zdecydowanie wyróżnia się wyglądem, infrastrukturą i dostępnymi rozrywkami na tle pozostałych koreańskich miast. W ostatnich dwóch latach pojawiły się na ulicach samochody, głównie chińskiej i krajowej produkcji. Nierzadko można zobaczyć najnowsze samochody z wyższej półki. Zgodnie z panującym systemem nie są one prywatne, chociaż do prywatnych celów są używane. Ciekawostką jest, że paliwo kupuje się tu na… kilogramy. Również w ostatnim czasie kobiety w stolicy zaczęły nosić różnokolorowe ubrania (wcześniej tylko ciemne) i buty na obcasie. Powyższe fakty nie znaczą jednak, że kraj się otwiera i liberalizuje. Jest przeciwnie.
W tle widoczny stadion im. 1 Maja. Jeden z największych na świecie, mieszczący 150 tys. widzów.
Na dole widoczne dzieci odrabiające “wolontariat”.
Trolejbusy jeżdżą powoli. Bardzo powoli. Często spadają im szelki lub brakuje prądu.
Wieża widmo – hotel Ryungyong. W budowie od 1987 roku.
Szkoła
Nie wiem czy i jak się kupuje bilety na tramwaj. Po prostu raz wsiadłem i ku zdumieniu Koreańczyków przejechałem kilka stacji. I tak nikt nie chciał rozmawiać.
Mozart napisał:Pozostała część pojawi się jutro
:) Dziś już nie dam rady z wrzucaniem zdjęć.A czy jest szansa że napiszesz też coś o celu swojej podróży, czy też jest to sprawa o której nie chciałbyś pisać ?
Kiedyś już pisał, w jakim celu tam był.Dyplomacja. I to powinno nam wystarczyć. Nie może też opisywać wprost, wszystkiego co widział, żeby ktoś nie ucierpiał. W Polsce jest ambasada KRLD , zresztą ambasadorem jest chyba bliski krewny "ukochanego przywódcy". Oni też przeglądają, co się pisze w necie.
;) Prosiłbym o więcej zdjęć z prowincji.Stolica wygląda nawet nieźle. Ale mieszkanie tam, to przywilej, zarezerwowany dla funkcjonariuszy reżimu i ich rodzin.A co jest dalej ??
Ambasadorem jest wuj Kim Dzong Una - Kim P'yŏng Il (przyrodni brat Kim Dzong Ila).Też czekam na zdjęcia z prowincji, bo o te dużo trudniej niż te ze stolicy, a Korea Północna, również przez swoją izolację, jest niezwykle ciekawym krajem.
Dzięki za resztę zdjęć. Uchyliłeś trochę więcej rąbka tajemnicy.Mam jednak wrażenie, że nawet Tobie nie udało się zobaczyć, prawdziwego oblicza tego reżimu. Niewygodne miejsca są starannie ukryte i nikt niepowołany, nie ma tam dostępu.Sam piszesz, że poza stolicę, nawet dyplomata, musi pojechać w towarzystwie kierowcy. ( czyli funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa
;) ).Ale dobre i tyle.
Do Pjongjangu leciałem Air China. Samolot B737, trochę "zużyty". Zajęty w ok. 50-60 %. Powrót dobrze wyglądającym Tu-204 Air Koryo. Wypełniony w 95-100 %.
szybkie pytanie.. widziales gdzies ludzi lokalnych (nie podstawionych
:P) w miejscach takich jak cyrk czy innego typu miejsce rekreacji? gdzies ogladalem film o turyscie co odwiedzal szpital okolo 11 rano.. szpital byl pusty - na pytanie gdzie sa pacjenci, przewodnik odpowiedzial ze wszyscy przychodza rano przed praca, sa wyleczani w kilka minut i ida do pracy.. dlatego tez o 11 rano szpital jest pusty
:D a jak ty to widziales?
Nie byłem tam z wycieczką. Normalnie poruszałem się po mieście (często w nocy), chodziłem do przypadkowych knajp, barów itd. Do cyrków itp. chodziłem spontanicznie, kiedy miałem ochotę. Nie ma mowy o podstawionych ludziach.
Jedna rzecz mi się zawsze podoba w tych fotorelacjach z Korei Północnej. Jak oni tam mają pięknie czysto na ulicach. Nie chodzi mi o brud i walające się papierki/butelki (choć w tym zakresie też wydaje się tam bardzo czysto wg. zdjęć, nie wiem jak w rzeczywistości), ale chodzi mi o zanieczyszczenie przestrzeni publicznej reklamą. Pewnie to zboczenie przez naszą polską przestrzeń publiczną w której z każdej strony wystaje bilbord, na każdym budynku wisi płachta, każdy kawałek płotu obwieszony, muru oblepiony, a budynku okasetonowany, ale mimo to bardzo mi się podoba. I przy okazji dwa pytanka. 1. Jakbyś miał możliwość to byś wrócił? Czy byłeś, ciekawe doświadczenie, ale nie ma po co wracać. 2. Polecasz? Czy całość unikalności Korei Północnej to fakt jej niedostępności?
@kiew. 1. Raczej nie. Dobrze sam odpowiedziałeś. Żałuję, że nie widziałem Arirang'u. Koszt wyjazdu jednak zniechęca. 2. Wyjazd do Korei jest nietypowy i może wiele nauczyć. Nie jest na miejscu tak "groźnie" jak by się mogło wydawać i wiele stereotypów można zweryfikować. Mało ludzi tu na razie było i takie wakacje same w sobie są wyjątkowe. Jest to kraj dla doświadczonych i świadomych podróżników.
mozart napisał:Nie wiem czy i jak się kupuje bilety na tramwaj. Po prostu raz wsiadłem i ku zdumieniu Koreańczyków przejechałem kilka stacjiWow, kolega jeździł na "gapę" w Korei Północnej! Tramwajem po Warszawie to każdy może, a tu to już wyższa szkoła jazdy...PS. Chociaż obecnie to martwy przepis, to w Chinach oficjalnie ciągle można dostać 4 lata w obozie pracy za jazdę bez ważnego biletu.
shiro503 napisał:mozart napisał:Nie wiem czy i jak się kupuje bilety na tramwaj. Po prostu raz wsiadłem i ku zdumieniu Koreańczyków przejechałem kilka stacjiWow, kolega jeździł na "gapę" w Korei Północnej! Tramwajem po Warszawie to każdy może, a tu to już wyższa szkoła jazdy...PS. Chociaż obecnie to martwy przepis, to w Chinach oficjalnie ciągle można dostać 4 lata w obozie pracy za jazdę bez ważnego biletu.Przewodniczka mówiła, że ludzie pracy mają darmowe środki komunikacji. Tak samo zresztą jak mieszkania, prąd, wodę... wszystko zapewnia im państwo, o nic nie muszą się martwić...
:D Dlatego w Korei Płn. nie są potrzebne pieniądze.
Są dwie możliwości wjazdu do kraju. Jedną jest wykupienie drogiej wycieczki z Pekinu. Charakteryzują się one pełnym zaaranżowaniem, starannie dobranym planem i brakiem jakiejkolwiek swobody. Turyści pod okiem “opiekunów” wożeni są od pomnika do pomnika i na noc zamykani w hotelu.
Tylko wąska grupa ma możliwość zobaczenia więcej. Zaliczają się do nich pracujący tu dyplomaci, przedstawiciele międzynarodowych organizacji pozarządowych (ONZ, WHO itp. ) i nielicznych firm operujących w kraju.
Jako przedstawiciel jednej z opisanych wyżej grup spędziłem w Korei Północnej prawie miesiąc, w sierpniu 2014 roku. Zupełnie inny charakter miejsca sprawił, że wyjazd również pod każdym względem wyglądał inaczej. Ze względu na specyfikę wyjazdu i inne kwestie, niestety nie mogę w pełni opisać wszystkiego co widziałem, ani opublikować wszystkich zdjęć, często szokujących.
Poza swobodnym przemieszczaniem się po Pjongjangu, miałem możliwość kilkukrotnego wyjazdu poza stolicę, o których części piszę w dalszej części niniejszej relacji. Większość z przedstawionych tu miejsc jest nieosiągalna dla turystów i nigdy nie była opisana.
Zacznijmy od początku. Pierwszym etapem była konieczność otrzymania wizy w Ambasadzie KRLD w Warszawie. Nie wnikając w szczegóły techniczne, mając załatwioną sprawę z koreańskim MSZtem udałem się z paszportem i wypełnionym wnioskiem do warszawskiej placówki i po wpłaceniu 60 euro otrzymałem pozwolenie na wjazd. Muszę przyznać, że wiza do Korei Północnej była na razie dla mnie najszybciej załatwioną wizą, a tych w paszporcie nie brakuje. Jak na ironię, naklejka KRLD znajduje się dwie strony od wizy Korei Południowej, w której spędziłem kilka miesięcy. Wcześniejsza obecność u braci na Południu nie stanowiła jednak przeszkody w załatwieniu sprawy, chociaż z pewnością została zauważona.
Wiza z pieczątką wjazdową i wyjazdową. Turyści nie dostają wizy (ani pieczątek) do paszportu.
Po przyjeździe i przed wylotem dostałem także pieczątki w urzędzie imigracyjnym (czarne).
Kolejnym etapem był zakup biletu lotniczego. Do Pjongjangu można dolecieć z Pekinu liniami Air China lub koreańskim Air Koryo. Ten drugi operuje jeszcze z Shenyangu i Władywostoku. Do Pekinu kupiłem lot w kilka minut, ale następny odcinek stanowił większe wyzwanie. Z początku próbowałem kupić lot u koreańskiego przewoźnika. Na stronie internetowej firmy znalazłem lot za zaledwie 9 imperialistycznych dolarów. Cena zapewne była wynikiem błędu na prymitywnej witrynie. Po przejściu przez proces rezerwacji nie można zapłacić, jak to zazwyczaj bywa, kartą kredytową. Wyświetla się numer konta przedstawiciela linii w Pekinie, na który trzeba przelać odpowiednią sumę. Tak też zrobiłem, jednak 5 minut po wysłaniu pieniędzy zadzwonił do mnie bank z pytaniem, czy aby na pewno chcę przelać pieniądze do firmy z Korei Północnej. Odpowiadając twierdząco otrzymałem informację, że niestety, ze względu na międzynarodowe sankcje przelew nie może być wykonany. Zostałem więc zmuszony do zakupu lotu chińskimi liniami Air China, za 330$. Tu już odbyło się bez problemu. Warto zaznaczyć, że do Korei Północnej można kupić bilet tylko w jedną stronę, a dopiero na miejscu w drugą. W ten sposób miałem ruszyć do najbardziej odizolowanego kraju na świecie z biletem w jedną stronę.
Ruszamy!
Boarding w Pekinie odbył się bez żadnych rewolucji, tak jak to zawsze wygląda. Ciekawostką jest, że przy dwóch sąsiednich okienkach odbywała się odprawa do wrogich sobie Seulu i Pjongjangu. Tak blisko i tak daleko…
Samolot leciał w połowie pusty, z dyplomatami i kilkoma Koreańczykami na pokładzie. Linie Air China słyną z odwoływania lotów na tej trasie w przypadku gorszej pogody (Air Koryo lata zawsze), ale na szczęście w u mnie obyło się bez opóźnień. Jeszcze przed lądowaniem musiałem wypełnić formularz zdrowotny i celny. W tym drugim musiałem zaznaczyć dokładną ilość wwożonej gotówki, a także opisać posiadane sprzęty elektroniczne, książki, urządzenia GPS itp.
Na lotnisku zostałem przeszukany, a sprzęty elektroniczne zostały dodatkowo spisane. Dwukrotnie celnicy sprawdzali jaką instytucję reprezentuję, dostałem kolejną pieczątkę do paszportu i po sprawdzeniu zgodności luggage tagu z moimi dwiema walizkami stałem się “wolny” w Korei Północnej. Tuż obok obecnego lotniska budowany jest nowy terminal, który z zarządzenia odgórnego ma być gotowy w październiku z okazji jednej z wielu wspaniałych rocznic. Jednak zdążyłem zauważyć, że świeżo wybudowany wiadukt do hali odlotów był właśnie… burzony. Ktoś musiał się pomylić, ktoś musiał stracić głowę. Plan ma być w październiku zrealizowany. Witaj w Korei Północnej! Było bardzo gorąco i przez wysoką wilgotność powietrza jeszcze goręcej. Z lotniska zostałem odebrany samochodem, nie ma transportu publicznego do centrum Pjongjangu.
Po zakwaterowaniu w mieszkaniu służbowym udałem się do sklepu dla dyplomatów, znajdującym się w dzielnicy dyplomatycznej. I tu pierwsze zaskoczenie. Przy wejściu przywitałem się po koreańsku (znam dobrze podstawy), jednak mój entuzjazm nie został przez ekspedientki odwzajemniony. Później dowiedziałem się, że na Północy mówi się innym, bardziej sformalizowanym-wojskowym koreańskim niż na Południu. Jest podobny, ale są liczne różnice, do których ciężko było mi się przystosować.
Ceny produktów wzięte są nie wiadomo skąd. Podane w koreańskich wonach (innych niż na Południu) i przeliczane są na obce waluty według sztywnego przelicznika. Płaci się w dolarach, euro lub chińskich yuanach. I tu drugie zaskoczenie. Zapłaciłem za zakupy dolarami i otrzymałem resztę w dolarach, euro, yuanach i… GUMACH DO ŻUCIA! Tak bywa, brakuje waluty, więc radzą sobie jak mogą.
Sklep dla dyplomatów
Pełny wybór piw, nawet z wrogiej Japonii.
Jedna transakcja i pełen zestaw walut, z gumą do żucia włącznie.
Dyplomatyczny nie znaczy luksusowy. Na świeże marchwie czekałem cały pobyt. Nie doczekałem się.
Ze względu na nieturystyczny charakter mojego pobytu w Korei Północnej, mogłem przemieszczać się po stolicy bez ograniczeń, o każdej porze, z czego chętnie korzystałem. Dla bezpieczeństwa miałem zawsze przy sobie lokalny telefon komórkowy (polski nie działa), na który też trzeba mieć pozwolenie. Mimo swobody należy pamiętać, że jest się w kraju militarnym i należy respektować lokalne prawo. Co prawda nie musiałem i nie kłaniałem się przed pomnikami wodzów, ale wystarczyłby byle “gest pogardy”, nawet przypadkowy, na który Koreańczycy są wrażliwi i mogłoby się skończyć bardzo tragicznie.
Po drugiej stronie nowa dzielnica, tzw. Dubaj.
Wieża Idei Dżudże – systemu politycznego Korei Północnej.
Plac Kim Ir Sena, punkt centralny Pjongjangu. Tu odbywają się pokazywane na całym świecie parady wojskowe.
Znaki na asfalcie są pomocą dla grup podczas parad.
“Dubaj”
Selfie w odbiciu budynku w “Dubaju”. Najprawdopodobniej jestem jedyną osobą w kraju ze słuchawkami w uszach i w krótkich spodniach. Koreańczycy noszą tylko długie. W tle Teatr Ludowy.
Z napotkaną wycieczką. Dzieci krzyczały za mną “hello”, ale szybko zostały sprowadzone na ziemię przez opiekunów. O zdjęcie poprosiłem po koreańsku, chyba tylko dlatego się zgodzili.
Pjongjang jest swoistym państwem w państwie. Mieszka tu wybrana, najbardziej zasłużona i uprzywilejowana elita. Miasto zdecydowanie wyróżnia się wyglądem, infrastrukturą i dostępnymi rozrywkami na tle pozostałych koreańskich miast. W ostatnich dwóch latach pojawiły się na ulicach samochody, głównie chińskiej i krajowej produkcji. Nierzadko można zobaczyć najnowsze samochody z wyższej półki. Zgodnie z panującym systemem nie są one prywatne, chociaż do prywatnych celów są używane. Ciekawostką jest, że paliwo kupuje się tu na… kilogramy. Również w ostatnim czasie kobiety w stolicy zaczęły nosić różnokolorowe ubrania (wcześniej tylko ciemne) i buty na obcasie. Powyższe fakty nie znaczą jednak, że kraj się otwiera i liberalizuje. Jest przeciwnie.
screen capture software
W tle widoczny stadion im. 1 Maja. Jeden z największych na świecie, mieszczący 150 tys. widzów.
Na dole widoczne dzieci odrabiające “wolontariat”.
Trolejbusy jeżdżą powoli. Bardzo powoli. Często spadają im szelki lub brakuje prądu.
Wieża widmo – hotel Ryungyong. W budowie od 1987 roku.
Szkoła
Nie wiem czy i jak się kupuje bilety na tramwaj. Po prostu raz wsiadłem i ku zdumieniu Koreańczyków przejechałem kilka stacji. I tak nikt nie chciał rozmawiać.
Niemal identyczna brama znajduje się w Seulu.