Po wizycie zmuszeni byliśmy przeczekać na ponowne otwarcie zapory, którą można wrócić do Pjongjangu. Pojechaliśmy na pobliską plażę, a jako obcokrajowcy musieliśmy zapłacić “haracz” za wjazd (tak, dosłownie wjazd autem) na plażę, ok 5 euro/samochód. Innej opcji nie było.
W każdym z tych namiotów Koreańczycy grillowali, a między nimi musiał przejechać konwój. Ze sportów króluje zdecydowanie siatkówka.
Dyplomaci/pracownicy organizacji itp. mogą swobodnie poruszać się po stolicy. Czas wolny trzeba sobie organizować we własnym gronie. Nie ma tu tak wielu popularnych rozrywek, jak w innych krajach, ale można iść na operę rewolucyjną, do cyrku, aquaparku, na strzelnicę itp., czy po prostu przespacerować do jednej z knajp czy restauracji.
Staw Sapo i okoliczne góry
Międzynarodowy mix potraw.
Trzeba sobie jakoś radzić. Przecież na stację po kubki się nie podjedzie
;)
Na szczycie dla odmiany można znaleźć pomnik.
Ciekawym miejscem jest cyrk. Wstęp kosztował 20 euro, ale było warto. Akrobacje wykonane mistrzowsko, widać, że gimnastycy ćwiczą od urodzenia.
Nie zabrakło przerywnika wyśmiewającego USA.
Miejsce narodzin Wiecznego Prezydenta Kim Ir Sena. Dla Koreańczyków święte miejsce.
Przewodniczka ubrana w tradycyjny strój.
Muzeum wojny koreańskiej. Wybudowane z rozmachem, w środku niestety nie można robić zdjęć. Wizytę zaczyna się ukłonem przed potężną rzeźbą Kim Dzong Una. Ja się nie kłaniałem, ku niezadowoleniu Koreańczyków. Ekspozycja jest na światowym poziomie, zwłaszcza obrotowa panorama na szczycie. Przebieg wojny został tu przedstawiony oczywiście w subiektywny sposób, zdecydowanie inaczej niż w podobnym muzeum w Seulu i na lekcjach w szkole. Tu spotkałem pierwszy raz turystów. Normalnie są odizolowani.
Przed muzeum można zobaczyć dumnie prezentowane zdobycze wojenne. Amerykańskie czołgi, samoloty itp.
W dzielnicy dyplomatycznej znajdują się 3 restauracje. Pierwsza nazywana jest powszechnie “Indonezją”, ze względu na sąsiedztwo z ambasadą Indonezji. Druga to “na górce”, obok przedstawionego wcześniej sklepu. Trzecia to popularny wśród dyplomatów “Friendship” i tu poza posiłkiem można wieczorem przyjść na drinki, bilard i karaoke.
Obszerna lista karaoke. Panie z obsługi (jedyne Koreanki, z którymi mogłem swobodnie rozmawiać) potrafiły zaśpiewać wszystko, w tym najnowsze hity. Chociaż nie wiedziały, że Grease i Titanic to także filmy. Znały jednak Szekspira i Chopina.
Polski biznes we Friendshipie.
Byłem też na strzelnicy w miasteczku olimpijskim. Do wyboru broń długa i krótka oraz łuk. Można strzelać również do ptaków. Sprawne oko dojrzy system Windows na wyświetlaczach.
W Pjongjangu można również odwiedzić mauzoleum, w których wystawieni są na widok publiczny zmumifikowani Kim Ir Sen i Kim Dzong Il. Niezwykle święte miejsce dla Koreańczyków. Wstęp darmowy, trzeba się ładnie ubrać, nie wolno nic wnosić, ani robić zdjęć. Najpierw jedzie się długimi taśmami (jak na lotniskach), w tle leci wzniosła muzyka patriotyczna. Wodzowie znajdują się w osobnych przyciemnionych pomieszczeniach, w szklanych trumnach. Koreańczycy (i z tego co widziałem turyści też) głęboko kłaniali się z wszystkich czterech stron zmarłych. Dyplomaci absolutnie tego nie robią. W mauzoleum są też wystawy orderów i darów od zaprzyjaźnionych krajów. Wśród nich można znaleźć sporo z PRLu, niektóre nawet z 1989 roku. Ponadto można zobaczyć wagon pociągowy, w którym zmarł poprzedni przywódca. Na jego biurku lśnił… "imperialistyczny" MacBook.
Plakaty
Jednyny targ, na który zostałem wpuszczony. Produkty z Chin. Zdjęcia z ukrycia. Wdarł się tam mały kapitalizm – sprzedawcy widząc mnie próbowali przekonać do kupna. A było tam wszystko, od drabiny, po psa (na obiad).
W połowie pobytu udałem się do biura koreańskich linii lotniczych Air Koryo. Za 314 USD kupiłem wylot z kraju, do Pekinu.
Na lotnisku byłem 40 minut przed wylotem. Miałem dużo za ciężki bagaż, ale kilka uśmiechów i słów po koreańsku do pani z bramki załatwiło sprawę. Ponownie musiałem wypełnić deklarację celną, przedstawić instytucję, którą reprezentuję oraz zadeklarować wartość wywożonej waluty. Wszystko odbyło się bez problemów.
Air Koryo, północnokoreańskie narodowe linie lotnicze uznawane są za najgorsze na świecie. Znajdują się na czarnej liście UE, z wyłączeniem dwóch nowych Tupolevów (Tu-204), z których jednym leciałem. Samolot leciał pełny, głównie z Koreańczykami na pokładzie. Podczas startu i lądowania leciała patriotyczna muzyka, w trakcie lotu pokazani byli na telewizorach koreańscy akrobaci oraz wpadki tych amerykańskich. Podany został “KimBurger”, zupełnie niejadalny. W Chinach wylądowałem o czasie, można było odetchnąć, użyć polskiej komórki, zapłacić kartą i znów cieszyć się XXI wiekiem.
Z gazety na pokładzie.
Chętnie odpowiem na pytania dot. Półwyspu Koreańskiego. Pozdrowienia
;)
Mozart napisał:Pozostała część pojawi się jutro
:) Dziś już nie dam rady z wrzucaniem zdjęć.A czy jest szansa że napiszesz też coś o celu swojej podróży, czy też jest to sprawa o której nie chciałbyś pisać ?
Kiedyś już pisał, w jakim celu tam był.Dyplomacja. I to powinno nam wystarczyć. Nie może też opisywać wprost, wszystkiego co widział, żeby ktoś nie ucierpiał. W Polsce jest ambasada KRLD , zresztą ambasadorem jest chyba bliski krewny "ukochanego przywódcy". Oni też przeglądają, co się pisze w necie.
;) Prosiłbym o więcej zdjęć z prowincji.Stolica wygląda nawet nieźle. Ale mieszkanie tam, to przywilej, zarezerwowany dla funkcjonariuszy reżimu i ich rodzin.A co jest dalej ??
Ambasadorem jest wuj Kim Dzong Una - Kim P'yŏng Il (przyrodni brat Kim Dzong Ila).Też czekam na zdjęcia z prowincji, bo o te dużo trudniej niż te ze stolicy, a Korea Północna, również przez swoją izolację, jest niezwykle ciekawym krajem.
Dzięki za resztę zdjęć. Uchyliłeś trochę więcej rąbka tajemnicy.Mam jednak wrażenie, że nawet Tobie nie udało się zobaczyć, prawdziwego oblicza tego reżimu. Niewygodne miejsca są starannie ukryte i nikt niepowołany, nie ma tam dostępu.Sam piszesz, że poza stolicę, nawet dyplomata, musi pojechać w towarzystwie kierowcy. ( czyli funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa
;) ).Ale dobre i tyle.
Do Pjongjangu leciałem Air China. Samolot B737, trochę "zużyty". Zajęty w ok. 50-60 %. Powrót dobrze wyglądającym Tu-204 Air Koryo. Wypełniony w 95-100 %.
szybkie pytanie.. widziales gdzies ludzi lokalnych (nie podstawionych
:P) w miejscach takich jak cyrk czy innego typu miejsce rekreacji? gdzies ogladalem film o turyscie co odwiedzal szpital okolo 11 rano.. szpital byl pusty - na pytanie gdzie sa pacjenci, przewodnik odpowiedzial ze wszyscy przychodza rano przed praca, sa wyleczani w kilka minut i ida do pracy.. dlatego tez o 11 rano szpital jest pusty
:D a jak ty to widziales?
Nie byłem tam z wycieczką. Normalnie poruszałem się po mieście (często w nocy), chodziłem do przypadkowych knajp, barów itd. Do cyrków itp. chodziłem spontanicznie, kiedy miałem ochotę. Nie ma mowy o podstawionych ludziach.
Jedna rzecz mi się zawsze podoba w tych fotorelacjach z Korei Północnej. Jak oni tam mają pięknie czysto na ulicach. Nie chodzi mi o brud i walające się papierki/butelki (choć w tym zakresie też wydaje się tam bardzo czysto wg. zdjęć, nie wiem jak w rzeczywistości), ale chodzi mi o zanieczyszczenie przestrzeni publicznej reklamą. Pewnie to zboczenie przez naszą polską przestrzeń publiczną w której z każdej strony wystaje bilbord, na każdym budynku wisi płachta, każdy kawałek płotu obwieszony, muru oblepiony, a budynku okasetonowany, ale mimo to bardzo mi się podoba. I przy okazji dwa pytanka. 1. Jakbyś miał możliwość to byś wrócił? Czy byłeś, ciekawe doświadczenie, ale nie ma po co wracać. 2. Polecasz? Czy całość unikalności Korei Północnej to fakt jej niedostępności?
@kiew. 1. Raczej nie. Dobrze sam odpowiedziałeś. Żałuję, że nie widziałem Arirang'u. Koszt wyjazdu jednak zniechęca. 2. Wyjazd do Korei jest nietypowy i może wiele nauczyć. Nie jest na miejscu tak "groźnie" jak by się mogło wydawać i wiele stereotypów można zweryfikować. Mało ludzi tu na razie było i takie wakacje same w sobie są wyjątkowe. Jest to kraj dla doświadczonych i świadomych podróżników.
mozart napisał:Nie wiem czy i jak się kupuje bilety na tramwaj. Po prostu raz wsiadłem i ku zdumieniu Koreańczyków przejechałem kilka stacjiWow, kolega jeździł na "gapę" w Korei Północnej! Tramwajem po Warszawie to każdy może, a tu to już wyższa szkoła jazdy...PS. Chociaż obecnie to martwy przepis, to w Chinach oficjalnie ciągle można dostać 4 lata w obozie pracy za jazdę bez ważnego biletu.
shiro503 napisał:mozart napisał:Nie wiem czy i jak się kupuje bilety na tramwaj. Po prostu raz wsiadłem i ku zdumieniu Koreańczyków przejechałem kilka stacjiWow, kolega jeździł na "gapę" w Korei Północnej! Tramwajem po Warszawie to każdy może, a tu to już wyższa szkoła jazdy...PS. Chociaż obecnie to martwy przepis, to w Chinach oficjalnie ciągle można dostać 4 lata w obozie pracy za jazdę bez ważnego biletu.Przewodniczka mówiła, że ludzie pracy mają darmowe środki komunikacji. Tak samo zresztą jak mieszkania, prąd, wodę... wszystko zapewnia im państwo, o nic nie muszą się martwić...
:D Dlatego w Korei Płn. nie są potrzebne pieniądze.
Malowidła zagrzewają do walki o lepsze jutro.
Po wizycie zmuszeni byliśmy przeczekać na ponowne otwarcie zapory, którą można wrócić do Pjongjangu. Pojechaliśmy na pobliską plażę, a jako obcokrajowcy musieliśmy zapłacić “haracz” za wjazd (tak, dosłownie wjazd autem) na plażę, ok 5 euro/samochód. Innej opcji nie było.
W każdym z tych namiotów Koreańczycy grillowali, a między nimi musiał przejechać konwój. Ze sportów króluje zdecydowanie siatkówka.
Dyplomaci/pracownicy organizacji itp. mogą swobodnie poruszać się po stolicy. Czas wolny trzeba sobie organizować we własnym gronie. Nie ma tu tak wielu popularnych rozrywek, jak w innych krajach, ale można iść na operę rewolucyjną, do cyrku, aquaparku, na strzelnicę itp., czy po prostu przespacerować do jednej z knajp czy restauracji.
Staw Sapo i okoliczne góry
Międzynarodowy mix potraw.
Trzeba sobie jakoś radzić. Przecież na stację po kubki się nie podjedzie ;)
Na szczycie dla odmiany można znaleźć pomnik.
Ciekawym miejscem jest cyrk. Wstęp kosztował 20 euro, ale było warto. Akrobacje wykonane mistrzowsko, widać, że gimnastycy ćwiczą od urodzenia.
Nie zabrakło przerywnika wyśmiewającego USA.
Miejsce narodzin Wiecznego Prezydenta Kim Ir Sena. Dla Koreańczyków święte miejsce.
Przewodniczka ubrana w tradycyjny strój.
Muzeum wojny koreańskiej. Wybudowane z rozmachem, w środku niestety nie można robić zdjęć. Wizytę zaczyna się ukłonem przed potężną rzeźbą Kim Dzong Una. Ja się nie kłaniałem, ku niezadowoleniu Koreańczyków. Ekspozycja jest na światowym poziomie, zwłaszcza obrotowa panorama na szczycie. Przebieg wojny został tu przedstawiony oczywiście w subiektywny sposób, zdecydowanie inaczej niż w podobnym muzeum w Seulu i na lekcjach w szkole. Tu spotkałem pierwszy raz turystów. Normalnie są odizolowani.
Przed muzeum można zobaczyć dumnie prezentowane zdobycze wojenne. Amerykańskie czołgi, samoloty itp.
W dzielnicy dyplomatycznej znajdują się 3 restauracje. Pierwsza nazywana jest powszechnie “Indonezją”, ze względu na sąsiedztwo z ambasadą Indonezji. Druga to “na górce”, obok przedstawionego wcześniej sklepu. Trzecia to popularny wśród dyplomatów “Friendship” i tu poza posiłkiem można wieczorem przyjść na drinki, bilard i karaoke.
Obszerna lista karaoke. Panie z obsługi (jedyne Koreanki, z którymi mogłem swobodnie rozmawiać) potrafiły zaśpiewać wszystko, w tym najnowsze hity. Chociaż nie wiedziały, że Grease i Titanic to także filmy. Znały jednak Szekspira i Chopina.
Polski biznes we Friendshipie.
Byłem też na strzelnicy w miasteczku olimpijskim. Do wyboru broń długa i krótka oraz łuk. Można strzelać również do ptaków. Sprawne oko dojrzy system Windows na wyświetlaczach.
W Pjongjangu można również odwiedzić mauzoleum, w których wystawieni są na widok publiczny zmumifikowani Kim Ir Sen i Kim Dzong Il. Niezwykle święte miejsce dla Koreańczyków. Wstęp darmowy, trzeba się ładnie ubrać, nie wolno nic wnosić, ani robić zdjęć. Najpierw jedzie się długimi taśmami (jak na lotniskach), w tle leci wzniosła muzyka patriotyczna. Wodzowie znajdują się w osobnych przyciemnionych pomieszczeniach, w szklanych trumnach. Koreańczycy (i z tego co widziałem turyści też) głęboko kłaniali się z wszystkich czterech stron zmarłych. Dyplomaci absolutnie tego nie robią. W mauzoleum są też wystawy orderów i darów od zaprzyjaźnionych krajów. Wśród nich można znaleźć sporo z PRLu, niektóre nawet z 1989 roku. Ponadto można zobaczyć wagon pociągowy, w którym zmarł poprzedni przywódca. Na jego biurku lśnił… "imperialistyczny" MacBook.
Plakaty
Jednyny targ, na który zostałem wpuszczony. Produkty z Chin. Zdjęcia z ukrycia. Wdarł się tam mały kapitalizm – sprzedawcy widząc mnie próbowali przekonać do kupna. A było tam wszystko, od drabiny, po psa (na obiad).
W połowie pobytu udałem się do biura koreańskich linii lotniczych Air Koryo. Za 314 USD kupiłem wylot z kraju, do Pekinu.
Na lotnisku byłem 40 minut przed wylotem. Miałem dużo za ciężki bagaż, ale kilka uśmiechów i słów po koreańsku do pani z bramki załatwiło sprawę. Ponownie musiałem wypełnić deklarację celną, przedstawić instytucję, którą reprezentuję oraz zadeklarować wartość wywożonej waluty. Wszystko odbyło się bez problemów.
Air Koryo, północnokoreańskie narodowe linie lotnicze uznawane są za najgorsze na świecie. Znajdują się na czarnej liście UE, z wyłączeniem dwóch nowych Tupolevów (Tu-204), z których jednym leciałem. Samolot leciał pełny, głównie z Koreańczykami na pokładzie. Podczas startu i lądowania leciała patriotyczna muzyka, w trakcie lotu pokazani byli na telewizorach koreańscy akrobaci oraz wpadki tych amerykańskich. Podany został “KimBurger”, zupełnie niejadalny. W Chinach wylądowałem o czasie, można było odetchnąć, użyć polskiej komórki, zapłacić kartą i znów cieszyć się XXI wiekiem.
Z gazety na pokładzie.
Chętnie odpowiem na pytania dot. Półwyspu Koreańskiego. Pozdrowienia ;)